Pan prezes Janusz Pacholarz zadbał, aby w ciągu tych trzech dni nie zabrakło nam atrakcji. Droga do Wrocławia minęła wśród ogłoszeń, rozmów, śpiewów pani Basi i historii pana prezesa. Na miejscu dołączyła do nas pani Iza ? przewodniczka (z powołania). Zaczęliśmy od Panoramy Racławickiej. Ciemne, kręte schody zaprowadziły nas do świata, gdzie dzieło malarskie miesza się z rzeczywistością. Ciężko opisać uczucie, kiedy obraz nas otacza, a wzrok nie jest w stanie dostrzec miejsc połączenia obiektów 3D z płótnem. To trzeba zobaczyć na własne oczy!Jeden dzień to zdecydowanie za mało na poznanie wszystkich tajemnic Wrocławia. Jednak czas nas gonił. Po wizycie na Starym Rynku (i anegdotce o grubym panie, który kiedyś utknął miedzy płytami fontanny) wybraliśmy się na obiad w nietypowej scenerii ? murach dawnego kościoła. Popołudnie uświetnił rejs rzeką Odrą.
Miejsce noclegu okazało się prawdziwą niespodzianką! Zostaliśmy zameldowani w hotelu na wzgórzu w miejscowości Srebrna Góra. Miałam szczęście dostać pokój na III piętrze, z którego roztaczał się piękny widok migoczący światłami domków w dolinie. Wieczorek integracyjny był miłym, ale krótkim podsumowaniem dnia pełnego emocji, jednak zdawaliśmy sobie sprawę, że trzeba szybko zbierać siły na dzień następny.
Drugi dzień minął przede wszystkim pod znakiem parków zdrojowych. Mieliśmy okazję skosztować życiodajnych wód różnego pochodzenia? a także kupić pamiątki dla najbliższych na deptaku w Polanicy Zdrój. Obiad zjedliśmy w cudnej restauracji stylizowanej na dawne domostwa. Następnie odwiedziliśmy hutę szkła artystycznego (w której wbrew pozorom pracują muskularni panowie, którzy na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego ze sztuką – pozory mylą!), Dworek Chopina i Muzeum Papiernictwa. Noc spędziliśmy w Kudowie Zdrój ? z powodu wycieńczenia trochę ciszej niż poprzednią?
Ostatni dzień wycieczki to Góry Stołowe i ich skarby. Mnie najbardziej zachwyciła bazylika w Wambierzycach. Nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że w Polsce mieści się tak monumentalna świątynia. W środku także robi niezwykłe wrażenie ? łatwo się zgubić w półmroku korytarzy zdobionych zniczami i freskami. Ostatni punkt wycieczki to Kłodzko. Tam cała wycieczka oddała się szaleństwu zakupów w uroczej scenerii murów obronnych starej twierdzy.
Wycieczkę można więc opisać w trzech słowach: ciekawie, wesoło, intensywnie. Nie mogłam wyjść z podziwu dla osób niepełnosprawnych, które cały ten dystans (często o kulach) przeszły bez słowa narzekań. Szczególne podziękowania należą się przede wszystkim 3 osobom: panu kierowcy, który woził nas sprawnie i bezpiecznie oraz umiał parkować autokar w miejscach z centymetrowym luzem; pani przewodniczce za entuzjazm do historii, którym nie sposób było się nie zarazić; a także dla pana Prezesa Łódzkiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych za zaplanowanie wycieczki oraz zdobycie dotacji, dzięki której wszyscy mogliśmy pozwolić sobie na trochę luksusu i przygody.
Sylwia Bednarowicz