Kotomania na stałe wpisała się do kalendarza występów grupy Go Pomost!
Lubimy bywać na imprezach organizowanych przez Fundację Kociej Mamy i Panią Izę Milińską oraz jej cudownych współpracowników. Fajnie jest być częścią takiego wydarzenia.
Tym razem moje wspomnienie jest tylko zajawką małego trybiku maszyny tanecznej, ale spojrzeniem kogoś, kto miał być koordynatorem grypy. Myślałam, że jak się jest matką 3 dzieci i od wielu lat uczestniczy w tego rodzaju przedsięwzięciach, to wie się już wszystko i nic człowieka nie zaskoczy. O święta naiwności! Nic bardziej mylnego. I niestety nie obyło się bez spektakularnej wpadki.
Zacznijmy od początku. To nie był nasz pierwszy raz w Textilimpexie, więc na pewniaka kierujemy się do garderoby, a tu pięknie zastawiony stół, dziesiątki baloników w kształcie serduszek, literek, kociaków. Bajka. Na szczęście za ścianą z baloników znalazło się miejsce do przebrania w dzikie stroje.
Cudownie kiedy wszyscy są na czas, uśmiechnięci, gotowi do działania, żeby wypaść jak najlepiej. Nie sądzę, abym kiedykolwiek, gdziekolwiek spotkała taką atmosferę.
Udało się na chwilkę wejść na scenę, skorygować ustawienia, poczuć dobroczynną, sprawczą moc spojrzenia Mariusza. Kiedy jest z nami wszyscy czujemy się pewniej.
Mój problem to gdzie jest człowiek od dźwięku? Trzeba sprawdzić, czy ma nasze utwory i mu wyjaśnić, że na pierwszym wejściu jesteśmy na scenie i dopiero ma puścić muzę, a na drugim odwrotnie, najpierw muza potem tancerze. Jest! Młody, ale wygląda jakby rozumiał. Czas pokaże.
Pierwsze wejście, stresujące. Co to? Nie ma Eli! Gdzie Ela? A my na scenie i co teraz? Nic 🙂 Muzyka poszła. Zatańczyliśmy. Chyba zatańczyliśmy.
Pierwsze koty za płoty, poszło teraz dzikość! Dzikość! Jak tu być dzikim na dywanowej wykładzinie! Chyba fajnie wyszło! Była energia. Debiutanci dali radę! Wszyscy daliśmy radę! Zrobiliśmy to! Brawo My!
Po prezentacjach na scenie czas na spotkania i rozmowy przy poczęstunku. Kurcze, pierwszy raz byłam na imprezie, gdzie obowiązywał strój wieczorowy, a podawano pasztetowa i kaszankę. Co tam menu, ważne, że się podobało i usłyszałam wiele pochlebnych opinii na temat naszego zespołu. To daje siłę do działania, podobnie jak świadomość przezwyciężonych trudności.
Poza wszystkimi sprawami związanymi z całością występów zespołu moją matczyną głowę najbardziej zaprzątała jeszcze kontuzja Karoliny, i obawa o jej kolano. Na szczęście dziś już wiemy, że nie było to nic groźnego, ale w tamtym momencie to było naprawdę trudne dla niej i dla mnie.
Pamiętajcie wolontariusze to nie mięczaki i dają radę!
Magdalena Haładyn
Brawo Magda, brawo Go Pomost! Cieszę się, że z kolanem okazalo się wszystko okey. Niech moc będzie z nami. Ahoj!
Zawsze dajemy radę i pochwał nie ma końca . Uderzę trochę w inną stronę . Znamy się już nie tylko z widzenia i poznajemy nowe osoby . Dla mnie niesamowite jest to , że ciągle ktoś mnie zaskakuje dobrem . I już nie jestem tą samą osobą , co na początku . Kiedyś Mariusz powiedział do mnie ” weź się w garść i chyba to podziałało i nie tylko to . Bo w dużej mierze od nas samych zależy jacy jesteśmy dla siebie . I nagle mam tyle w sobie radości , mogę pisać i mówić . Łapię ten kontakt . Mariuszu , ktoś mi powiedział , że brakuje mi bliskości i nad tym trzeba ze mną popracować . Tą osobą była Kasia Tarkowska , którą od razu polubiłam . Uważam też , że moją dobrą stroną jest ta nadwrażliwość i nie wszyscy muszą być pewni siebie . To że są ludzie nieśmiali , i mają pragnienie pięknie żyć w relacji z innymi , to super zaleta . Wy mi to odwzajemniacie i czuję od wolontariuszy tą szczerość . Gdzie znajdę prawdziwych przyjaciół , którym mogę dużo powiedzieć ?. W ” CENTERKU „. Dziękuję wolontariuszom za wzajemność , bo bardzo tego potrzebuję .
Gosiu! Kochamy Twoją wrażliwość. Zgadzam się że nasza grupa jest wyjątkowa w całym wszechświecie.
Madziu dzięki za dobre słowo. Tęsknimy !
Jak tylko mała Marysieńka da mi chwilkę oddechu, w sobote będę obierać kierunek Łódź i ćwiczenia z Wami Pomosciakami :* do zobaczyska!